Gość
|
Wysłany:
Wto 18:42, 17 Kwi 2007 Temat postu: Dusza Czarodzieja |
|
-No, spróbuj jeszcze raz.-głos mistrza Aryona był spokojny.
Dilvan znowu skupił się na swoim wnętrzu, na swoim darze i spróbował przyzwać ogień, jednak tylko poczuł jak powietrze nad dłonią robi się ciepłe. Nigdy nie rozumiał dlaczego tak ciężko jest mu posługiwać się magią addytywną. Posługiwanie się darem magii subtraktywnej było dla niego tak samo naturalne jak oddychanie czy chodzenie. Od razu nauczył się jak kształtować tę próżnię, która niszczy wszystko na swojej drodze. Szybko opanował tworzenie błyskawic, kul, promieni, jak również potrafił sprawić dotykiem, by coś zniknęło, lecz używanie magii addytywnej dalej było poza jego zasięgiem.
-Dilvan, spokojnie. Nie denerwuj się, ponieważ musisz się nauczyć ze swojego daru nie tylko w chwilach gniewu. Gdy próbujesz używać magii addytywnej, przestań myśleć o jej przeciwieństwie, tylko skup się na niej samej, na istocie tworzenia. Kto nie potrafi tworzyć, nie potrafi również niszczyć. Podejdź i spróbujemy jeszcze raz. Ściągnij ciepło z powietrza wokół ciebie, uformuj ognistą kulę, którą ciśniesz w to drewienko. Obaj, mistrz i uczeń, usiedli tak że stykali się ze sobą kolanami. Aryon ujął ręce Dilvana i wspomógł go swoją mocą. Dilvan jak wiele razy w życiu dotknął swojego daru, lecz tym razem było to inne uczucie. Słowa mistrza Aryona wryły się w pamięć Dilvana i dawały do myślenia. Uspokoił się i wyczuł powietrze wokół siebie. Było bardzo ciepłe z powodu ognia w kominku. Dilvan skierował swój dar w odpowiednią stronę i ściągnął ciepło z powietrza nad swoją dłoń. Było to wspaniałe uczucie, coś tworzyć. Kolejna magiczna myśl i bezładne fale gorąca uformowały się w kulę ognia. W porządku, teraz wprowadzić ją w ruch. Dilvan zapragnął, by pomknęła w kierunku deseczki. Już ogień miał zwęglić drewno, lecz Dilvan stracił koncentrację, a ogień … zgasł.
-Naprawdę poczyniłeś wielkie postępy, lecz musisz stale ćwiczyć, żeby ci się udało. W poniedziałek lekcja jak zwykle w tej sali.
-Dobrze.
Gdy Dilvan Kellsten puścił ręce mistrza i wrócił do rzeczywistości, uderzyło go to, że w pokoju było lodowato zimno. Ogień w kominku ledwie się tlił, a szyby były już całkiem zaparowane od ich oddechów. Pożegnał się i otworzył drzwi. Usłyszał przyjemny szum panujący w Wieży Czarodziejów, gdzie kształcono młodych adeptów tej starożytnej profesji. Niektórzy uczniowie popisywali się swoimi zdolnościami , jednak niewielu ich podziwiało. Dilvan ich nienawidził. Kwestię swoich darów traktował bardzo poważnie, a magii nie traktował jako zbioru nowych sztuczek, ale jako potężną i niebezpieczną sztukę. Z westchnieniem spojrzał przez kryształowo czyste okno na Wieżę Wojny. Kształcono tam czarodziejów wojny, czyli ludzi którzy posiadali dary obu magii: addytywnej i subtraktywnej. Dilvan się do tej grupy zaliczał, jednak żeby rozpocząć naukę u najlepszych czarodziejów wojny, trzeba było zaliczyć odpowiednie próby w odpowiednim wieku, a z tego co wiedział Dilvan jeszcze tej granicy nie osiągnął. No tak, siedemnaście lat to w sumie nie tak dużo. Jego myśli popłynęły ku jego dziewczynie. Wieża czarodziejek była dość niedaleko i czasami mu się udawało do niej dostać. Strażników łatwo oszukać, a kiedy nauczę się tworzyć złoto…zmieniać drewniane monety w złoto – poprawił się Dilvan. Magia addytywna nie mogła tworzyć czegoś z niczego, mogła tylko korzystać z czegoś, co już istnieje i to zmieniać. Można było sprawić, że mężczyźnie wyrośnie broda korzystając z już istniejących włosów, lecz żeby ją usunąć potrzebna już była magia subtraktywna. Ma ona tylko jeden przejaw: czarna próżnia niszcząca wszystko na swojej drodze. Wieża Czarodziejów zapewniała pieniądze, lecz było ich zbyt mało, żeby przekupić strażników. Na szczęście czarodziejom i czarodziejkom pozwalano wychodzić z Wież w sobotę i niedzielę. Na jednym z takich wypadów poznał Kaadhe. Jej piękne, faliste czarne włosy od razu zwróciły jego uwagę. W kobietach zawsze podobały mu się długie, zadbane włosy. Zakochali się w sobie. Są ze sobą już od dwóch lat. To jak na razie najdłużej ze wszystkich par jakie kiedykolwiek znali i nie zamierzają tego kończyć. Najlepszą przyjaciółką Kaadhe była Fauve. Dilvanowi nie podobał się błysk w jej oku, gdy dowiedziała się że Dilvan i Kaadhe są razem. Niestety często musiał znosić jej obecność. Gdy Dilvan tak rozmyślał o czekającym go jutrzejszym wypadzie do Fairfield, stolicy Ald Tygiel, ktoś go klepnął w ramię i usłyszał znajomy głos.
Dilvan obrócił się i ujrzał wysokiego chłopca o zielonych oczach i blond włosach. Chłopak nazywał się Nevron i był rówieśnikiem Dilvana. Oboje w wieku dziesięciu lat rozpoczęli naukę i do tej chwili do tej chwili nigdy się nie rozstają.
-Witaj.-Rzekł Dilvan odrzucając myśli. Przy Nevronie wolał być skupiony , między nimi trwała dyskretna rywalizacja. Pierwszy pojedynek odbył się dwa lata temu kiedy Kaadhe wybrała Dilvana, Nevron obraził się na kolegę, a sytyłacja uspokoiła się dopiero miesiąc później. Drugi raz sprawdzili się na magicznym czubie. Wraz z nauczycielem wyruszyli na wycieczkę krajoznawczą. Podczas wspinania jeden z adeptów ześlizgnął się z krawędzi i potoczył się las. Dilvan i Nevron wyruszyli na poszukiwania. Co prawda Nevron odnalazł ofiarę pierwszy lecz tylko dlatego iż zmylił Dilvana jednym z czarów podczas poszukiwań.
- Jak po lekcji? Spytał Nevron udając obojętny ton. Zawsze kiedy rozmawiają pyta o Kaadhe.
- Było...-Zaczął Dilvan lecz przyjaciel mu przerwał.
- Aha. Coś nowego u Kaadhe?
- Nie...-odparł ze złością młody czarodziej.
Kolacja smakowała jak zwykle wybornie ,jak w większości śtwai(czyli wyspy na ,której dzieję się akcja) prawie wszyscy byli czarodziejami więc zrobienie posiłków nie było żadnym problemem. Dilvan spał w trzecim dormitorium w wieży czarodziejów, dzielił sypialnię z podobnymi sobie młodymi adeptami magii. Magia to coś wspaniałego, a zarazem niepojętego. Jest tyle ścieżek magii o ,których nikt nic nie wie. Magia to coś idealnego i precyzyjnego, magia to coś wspaniałego.
-Nie rozumiem, po co mam się tego już teraz uczyć-powiedział Dilvan dzień później, wczesnym rankiem na lekcji dodatkowej. Dilvan dopiero co się o niej dowiedział, do jego grafiku dopisano zajęcia języka Andruidzkiego.
- Po to żeby mieć szerokie horyzonty, przecież już znasz podstawy.- powiedziała Xanis marszcząc czoło. Xanis była czarodziejką, ubrana zwykle w zieloną szatę i szal dawała lekcję językowe. Dilvan nie chciał się uczyć z nią gdyż kiedy na nią spojrzał stracił całe skupienie, była bardzo piękna i miała długie faliste jasne włosy.
- Niech będzie.-powiedział chyląc głowę.
- Nareszcie.-stwierdziła Xanis z uśmiechem na twarzy.
- Zobaczymy czy dasz radę z tym...- zamyśliła się przez chwile ,a potem dodała.
- Ładnie dziś wyglądasz.
- Łeaidn dśzi wzysgaldą?
- Bardzo dobrze, dziękuję.-Odrzekła z uśmiechem.
- Teraz... jestem wielkim czarodziejem.
- Jak jest wielkim? Spytał Dilvan z głową w kolanach.
- Wkiiekl.
- Więc... Jmeest wmiiekl cmzeajreoidz.- powiedział z trudem.
- Tak, tak niektóre wyrazy ciężko wymówić, dlaczego się garbisz? -spytała.
- Jestem zmęczony, nic nie jadłem.- zełgał. Faktycznie nie jadł nic, lecz zmęczony nie był ani trochę i przez moment zastanawiał się czy Hanis należy do czarodziejów umiejących czytać w mózgu.
- Czyżby? Więc przetłumacz mi – „Nie będę się garbił w towarzystwie pani Xanis.” I zakończymy lekcję. Dilvan popatrzył się na nauczycielkę z głupim wyrazem twarzy.
- Ach! Dobra ,idź!- Powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Dobrze! Uderz z piruetu! Pamiętaj ,jeśli magia cię zawiedzie masz miecz pod ręką. Uderz w
- manekin.
- Źle , nic mu nie zrobiłeś.-wrzasnął trener.
- Niech będzie, za głośno oddychasz, uderz go!
Dilvan popatrzył na manekin i odrzucił miecz ,skoncentrował się na kuźni w oddali- pochłonął moc i skierował ją na manekin -kula czerwonego ognia pomknęła ku workowi na patyku. Chwilę później głowa zajęła się ogniem.
-Więc co w końcu było najpierw? Zapytał zainteresowany Dilvan.
-Najpierw była góra, potem wielka wyspa cała pokryta lasem. Z czasem drzewa ewulowały , rozrosły się , zaczęły chodzić i mówić. Tak powstali Andruidzi. Około roku 7500 na wyspę przypłynęli ludzie ,zaczęli masowo wycinać las . Trwało to pięćset lat.
-Wiesz jak nazywa się ten okres?- Spytał stary Huriccan.
- Chodzi o wojnę pięciuset liści? –Odpowiedział Dilvan.
- Tak. Więc gdy większość lasu została wyrąbana zaczęły się wielkie zaludnienia wyspy.
- W roku 7123 powstało królestwo wschodu. Na końcu powstały prowincję.
- A jak było z tymi orkami?- Spytał Dilvan.
- Orkowie przybyli do krainy około 7200roku, teraz zamieszkują głownie góry pionowe.
- Jest jakieś zagrożenie z ich strony?- Spytał Dilvan
- Zawsze było, jest i niestety będzie. Potęga ludzi jest wielka , ale orki to istoty rozumne i zacięte w walce. Za czasów młodości widziałem orka-szamana.
- Orkowie umieją posługiwać się magią?
- Oczywiście i to jest najgorsze ponieważ znają tez topór. Ucz się zatem , w tobie i w innych podobnych tobie adeptów cała nasza nadzieja.
Dilvan poprawił poduszkę w łóżku i zamknął oczy, wyobraził siebie miotającego kule ognia w armie orków, poczuł się szczęśliwy. Otworzył oczy i spojrzał na kalendarz nad łóżkiem i poczuł się jeszcze bardziej szczęśliwy.
OGŁOSZENIE
Szukam osób do współpracy przy nowym opowiadaniu fantasy. Lista posad , prawdopodobnie bedzie się zwiększać:
Pisarz - ZAJETE
Pisarz- ZAJĘTE
Grafik -WOLNE /szkice
Moderator forum-WOLNE forum jak narazie nie ma , ale warto sie zglaszac
Moderator forum- WOLNE -||-
Znajdzie się tez coś dla pisarzy.
To jak narazie jedyne oferty.
Co do grafika - szanse sa zwiekszane z - pokazaniem szkicow, moderator forum - z wlasnym forum.
Niedługo nowe oferty. |
|