Autor Wiadomość
Ghost Rider
PostWysłany: Nie 21:01, 10 Gru 2006   Temat postu:

tekst naprawde fajny, chodz, niestety, malo oryginalny (Ghost o wszystko sie zawsze czepia)

Hey, Seter, czy w Twoim emblemacie nie straszy przypadkiem Boski Miszcz?
Seter
PostWysłany: Czw 18:24, 07 Gru 2006   Temat postu:

Tekst mi się bardzo podoba (mimo, że nie przeczytałem całego). Ale podobno dialogi nie mogą przekraczać 1/3 opwiadania. Reszta jest naprawdę niezła.
Virginia Wu
PostWysłany: Czw 19:11, 02 Lis 2006   Temat postu:

Gold, to jest naprawdę dobre.! Dlaczego nie kontynuujesz tego.? Kontynuuj.! Już.! Teraz.!
Gold
PostWysłany: Wto 20:02, 04 Lip 2006   Temat postu: Rozdział I

Rozdział I

”Kiedy wszyscy odeszli i pozostałeś sam.
Kiedy nie ma dla kogo walczyć i zwyciężać.
Walcz i wygrywaj dla siebie. To uczyni Cię bohaterem. Jeśli tego nie rozumiesz, nigdy tak naprawde nie wygrasz. Każde zwycięstwo będzie tylko jednym z wielu innych, aż w końcu stanie sie porażką.”



Świst strzał, szczęk metali oraz ludzkie krzyki słychać już było mile od pola bitwy. Wrzaski konających rozchodziły się żałosną pieśnią po dolinie. Ziemia drżała od tysięcy okutych w ciężkie buty stóp, pył unosił się ku górze tworząc swojego rodzaju zasłonę obronną przed wrogiem. Rozlegały się tłumione przez hałas, okrzyki dowódców dających znak do ataku. Dwie potężne armie zlały się, przy akompaniamencie wojennych okrzyków i odgłosów wyciąganych mieczy, w jedną, czarno-srebrną plamę.
Jeśli stało się na wzgórzu, wysoko nad rozgorzałą walką, miało się dwie potęgi jak na tacy; wyraźnie wyróżniały się czarne zbroje, których było przynajmniej trzy razy więcej niż srebrnych.
- Żałosne – mruknęła wysoka kobieta o długich, brązowych włosach, odziana w obcisłe, czerwone spodnie do połowy łydki i skórzane buty do kolana, luźną białą koszulę, a na niej czerwony, mocno zaciśnięty gorset. Do pasa, z wygrawerowanym symbolem – inkastowaną literą „K”, miała przypięty miecz, który pieszczotliwe zwała Jato, czyli wąż.
– Ja w tym nie widzę nic żałosnego. – odpowiedział stojący obok niej mężczyzna, odziany w zbroję. Kobieta wzniosła swoje ciemne oczy do nieba.
- Ci ludzie – kontynuował nie zważając na jej gesty dezaprobaty – ostatkiem sił walczą o to co im pozostało, a swoją drogą jest tego niewiele. Wiedzą, że i tak przegrają, ale idą na pewną śmierć. Według mnie to oznaka odwagi.
Dziewczyna spojrzała z ukosa na swojego pierwszego dowódcę.
„Skąd się tacy ludzie biorą?” – pomyślała.
- Jazon, daruj sobie te filozoficzne wywody.
- Po prostu tak uważam.
- Nie minąłeś się czasem z powołaniem? Może powinieneś zostać mnichem? – spytała żartobliwie. Westchnął zrezygnowany.
- Kira…
- Tylko nie zaczynaj znowu – powiedziała ostrzegawczo.
- Ale to przecież prawda…
- Jazon…
- Sama kiedyś walczyłaś w imię tego co…
- Jazon!
- Co uważałaś za ważne. Byłaś inna. Kiedy jeszcze twój ojciec żył…
- Jazon! - ryknęła na niego, ile miała siły w płucach, aż podskoczył - Zrozum wreszcie, że to było kiedyś, a mój ojciec nie żyje już od trzech lat!
- Ale Kira…
- Cisza! – przerwała mu – Jeszcze jedno słowo, a przyrzekam, skrócę cię o głowę!
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
- Nie zrobisz tego.
- Przekonajmy się. - warknęła kładąc prawą dłoń na wystającej klindze miecza.
- Ej, dobra Kira. Ja tylko żartowałem. – powiedział lekko wystraszony, cofając się o krok w tył i podnosząc ręce w geście obrony.
- To następnym razem wymyśl coś śmiesznego. – odpowiedziała trochę uspokojona. Spojrzała z powrotem na tocząca się bitwę.
- Żałosne. – powtórzyła. – Idziemy stąd. Nie mam ochoty patrzeć dłużej na tą porażkę. – odwróciła się i zaczęła odchodzić.
- Ale Kira! Nie pomożemy im?!
- Nie mam zamiaru narażać życia na cos co i tak jest już z góry przesądzone. – odkrzyknęła i zniknęła między drzewami. Jazon westchnął.
„Ona się juz nigdy nie zmieni” – pomyślał i odszedł w ślad za nią.
***



Sameth należał do tego typu ludzi, którzy nie potrafią usiedzieć w miejscu dłużej niż przez zaledwie kilka sekund. Często miał w nawyku wymykać się z domu na nocne wypady, aby z najwyższego wzgórza w okolicy oglądać gwiazdy na ciemnym nieboskłonie.
W Mino mieszkał odkąd pamiętał, czyli właściwie od zawsze. Całe swoje dotychczasowe życie spędził pod opieką wuja Rorana, do którego trafił w wieku lat pięciu. Nigdy nie wiedział skąd się tak naprawdę wziął, ani kim byli jego rodzice. Wuj za każdym razem skrupulatnie omijał ten temat. Sameth z czasem nauczył się nie pytać o pewne sprawy.
I tak minęło mu 18 lat życia. Był wysokim chłopakiem, jeszcze nie mężczyzną, gdyż do pełnoletności brakowało mu zaledwie 2 lat. Miał krótko obcięte, czarne włosy i granatowe oczy.
Od mieszkańców miasteczka często słyszał, że od patrzenia w nie może rozboleć głowa, takie był niebieskie.
Był niezwykle zwinny i silny, co było normalna cechą wśród chłopców w jego wieku, jednak on znacznie się spośród nich wyróżniał. Mieczem i łukiem posługiwal się wręcz wspaniale. Niektórzy twierdzili, że jego ramieniem kieruje sama Guiwenneth, a ci bardziej przesądni, że pochodzi z rodu magów i w walce używa czarów, co było już kompletną bzdurą, gdyż odkąd Lord Rubin przejął władzę w Galadii był zakaz używania magii pod karą śmierci.
Jedyną prawdę znał sam Sameth i nie śpieszył się z jej wyjawieniem.

Dni w Mino mijały mu głównie na ćwiczeniach i nauce i wszystko wskazywało na to, że tak spędzi reszte życia. Jednak czasem los potrafi płatać figle i zsyła na nas coś, co się nam wcale nie podoba.

***


Tego dnia herb kraju – srebrne drzewo w ognistym pierścieniu – wyryty na jednym z Wielkich Kamieni, został zasłonięty przez list, list gończy. Zgromadziła sie wokół niego spora grupka ciekawskich. Starszy jegomość stojący najbliżej listu przeczytał go na głos.

Obywatele!

Odkąd wspaniały Lord Rubin objął władzę w Galadii nieustannie poszukuje legendarnego Dziedzica! Jako wierni mu poddani, macie obowiązek udzielić wszelkich pomocnych informacji, mogących przyspieszyć poszukiwania. Każdy zostanie sowicie wynagrodzony. A ten kto wyda samego Dziedzica otrzyma pięć kół* ziemi i zwolnienie z podatków do końca życia!
Z wiadomościami prosimy zgłaszać się u seniorów.

Akh Lord Rubin Dorzăda!**


Kiedy skończył wybuchły podniecone rozmowy.
- Myślisz, że to prawda? – spytał Sametha Roran. – Że rzeczywiście szuka Dziedzica, żeby go osadzić na tronie?
Chłopak drgnął na dźwięk słowa „dziedzic”.
- Co? Nie wiem, ale skąd masz takie wieści? – odparł lekko blednąc.
- Od kilku dni krążą po mieście. – odpowiedział obojętnie wuj.
Sameth kiwnął głowa na znak, że rozumie i z powrotem wpatrzył się niewidzącym wzrokiem w list. W głowie kłębiło mu się tysiące myśli. Stał tak chwile w milczeniu, dopóki Roran go nie szturchnął, mówiąc, że muszą się jeszcze udać w jedno miejsce.

*koło; na polski ok. 1 hektar
**ku chwale Lorda Rubina!
_______________________

Widze, że ruch na tym forum jest bliski zeru. No nic, może się coś rozwinie.
Gold
PostWysłany: Wto 20:00, 04 Lip 2006   Temat postu: Wojna o Dziedzictwo

Prolog

Mędrcy mówią, że radość i smutek to, to samo. Może, dlatego, że znajdując jedno znajdujemy przy okazji drugie??
Miłość i służba nadają naszemu życiu sens, czyniąc go pięknym, ponieważ wiemy, czemu i komu je poświęcamy...Przed Wami historia, o miłości, odwadze, honorze i walce. O mrocznej, złej sile, którą może pokonać...tylko gorsze zło
.


Galadia.
Niegdyś potężne imperium bogów, wojowników z honorem i wspaniałych królów. Spisywano ich chwałę w balladach, pieśniach i opowiadano o nich niezliczone legendy. Z czasem słowa zanikły i nie żyją już ci, co pamiętają.
Kraj ogarnął mrok.
Obca, nieznana armia zostawia po sobie krwawe żniwo.
Nadchodzą czasy, kiedy najdzielniejszy bohater będzie musiał stawić czoło swoim najgorszym lękom. Nikt już nie będzie bezpieczny. To dopiero początek wielkiej wojny, a zarazem ogromniej porażki żyjących. Rozpoczęła się walka.
I pewna kobieta miała w niej odegrać główną rolę, choć jeszcze o tym nie wiedziała...


WOJNA O DZIEDZICTWO

Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group