Nem
Gość
|
Wysłany:
Czw 13:11, 22 Mar 2007 |
|
Wysoka szatynka skrzyżowała ręce na piersi i z niesmakiem popatrzyła na obściskującą się nieopodal parę.
Urhmann i Kaulitz.
Blondynka i blondyn.
Szkolna gwiazda i gwiazdor.
Cholera, co za dupek! I na dodatek chłopak przyjaciółki.
- Hej Kaulitz, laski ci się pomyliły? – warknęła rozwścieczona. Wierność była dla niego pustym frazesem, podobnie jak większość ważnych dla reszty ludzi wartości.
Ok., mógł sobie robić co chce, macać kogo chce i całować kogo mu się tylko zamarzy, ale… dyskretnie. Ale nie – on, pan i władca, musiał to czynić na oczach całej szkoły. A przynajmniej połowy. Tak było i teraz – w ciepłe, letnie popołudnie większość uczniów znajdowała się na boisku.
- Bo co? – oderwał się od swojej kolejnej „ofiary” i skierował spojrzenie swoich brązowych tęczówek wprost na nią.
Złe spojrzenie.
Zimne, mimo tego, iż kolor ten kojarzy się raczej z czymś ciepłym, łagodnym.
Wzdrygnęła się mimowolnie.
- Twoja dziewczyna nie byłaby zadowolona – wycedziła, odrzucając z czoła ciemne kosmyki włosów.
- Jest zadowolona. Poza tym. Jest w szkole – odkleił się od panny Urhmann i beztrosko rozłożył ręce. – A czego oczy nie widziały, tego sercu nie żal – rzucił swobodnie, podchodząc bliżej.
- Z daleka! – syknęła, robiąc krok do tyłu, lecz chwilę za późno. Spojrzał za nią i widocznie kogoś bądź coś dostrzegł, bo błyskawicznym ruchem chwycił ją w ramiona.
- Co ty, do choler… - nie dokończyła, gdyż poczuła jego usta na swoich..
Zaskoczona nie zdążyła ich zamknąć i język chłopaka delikatnie wsunął się pomiędzy wargi, połaskotał podniebienie…
Buzia dziewczyny przybrała kolor, którego nie powstydziłaby się dorodna piwonia.
To było… Okropne!?
Owszem, nieraz marzyła o pocałunku, ale było to zupełnie inne. Romantyczne? Delikatne? I z pewnością nie chciała, by czyjś język wił się pomiędzy jej zębami!
- Carolin!! Jak możesz!? – zamarła. Odskoczyła od Kaulitza, przy okazji mocno nadeptując mu na stopę i odwróciła się prędko.
Natasha, dziewczyna Toma, a przy tym jej najlepsza przyjaciółka.
Kłopoty?
- Nat… To nie tak… - wyjąkała, czując, że zasycha jej w ustach.
- A jak!? – Natasha stała daleko, jak gdyby mogła się czymś zarazić. – Jak możesz!? Ty i on… on!? Och! A ja go kocham, rozumiesz!? Kocham, a ty… z nim… Ufałam ci!!! – dziewczyna była wzburzona.
Gorąca nienawiść trzynastolatki. Gorąca – o tak, a jednocześnie – zależy od charakteru – krótko- bądź długotrwała.
- Nienawidzę cię! – słowa, które tak ranią, wreszcie padły.
Podobno obojętność jest gorsza niż nienawiść. Tak mówią ci, którzy tego nie doświadczyli. W rzeczywistości wyrządza ono dużo krzywdy i bólu. Wysysa z nas siłę i radość. Nastolatki kochają, albo nienawidzą. Popadają ze skrajności w skrajność, nie radzą sobie ze swoimi uczuciami. Pragną pomocy i odrzucają ją. Bawią się w miłość i chodzenie, gardząc innymi wartościami. Tylko one cierpią, płaczą, są nieszczęśliwe. Tak było w tym wypadku. Natasha rozpłakała się. Jej miłość do przyjaciółki, którą uważała za siostrę, przemieniła się w silną nienawiść. Zdradziła ją, upokorzyła. Zadrwiła. Uwiodła jej ukochanego, tak drogiego chłopaka.
- A ja myślałam, że jesteś moją przyjaciółką… - ostre słowa niczym noże wbijały się w zrozpaczoną Carolin. Sama pośród tylu szyderczo uśmiechniętych ludzi - zapłakana, zraniona. Wykorzystana? Wykorzystał ją chłopak najlepszej przyjaciółki, aby je rozdzielić. Po co, po co to zrobił? Dlaczego je skłócił? Czym niby mu zawiniła? Nawet dobrze go nie znała, przecież nie mówili sobie zwykłego cześć, a on ją pocałował i… Aż zadrżała z obrzydzenia.
Policzki nadał pałały ognistą czerwienią, serce tłukło się w piersi niemiłosiernie. Słyszała szepty uczniów, złośliwe, pełne ironii i paskudnego podniecenia, zainteresowania całą sytuacją. Komentarze, plotki… Wiedziała, co będzie się działo następnego dnia w szkole. Nie zdążyła nawet zareagować, kiedy Nat odwróciła się na pięcie i wbiegła do szarego budynku.
Była zbyt przejęta swoim wstydem, by to zrobić.
Ona, pyskata zazwyczaj, teraz czuła się tak, jak gdyby ktoś odciął jej język, albo rodzice nigdy nie nauczyli mówić. Zagryzła usta – dzięki Bogu, przynajmniej się nie rozpłakała.
- Popamiętasz mnie Kaulitz – sarkazm nie wyszedł, głos załamał się, zadźwięczała w nim nuta rozpaczy, nieporadności. Hardo podniosła jednak głowę, patrząc mu prosto w oczy. Wargi zacięte w wąską, groźną linię, gniewnie zmarszczone brwi. Zdobyła się na szyderczy uśmiech i godnie pomaszerowała do szkoły.
Zemści się, kiedy tylko nadejdzie odpowiedni czas!
***
W wysokim piętrowym domu zadźwięczał odgłos obcasów. Krok jeden, drugi, trzeci.
Specjalista od mowy ciała bez wahania stwierdziłby, że pełen jest on radosnego, lecz niecierpliwego oczekiwania.
- Ann? Jestem skarbie – zielone oczy rozjarzyły się radością na widok najbliższej przyjaciółki. Rudowłosa uśmiechnęła się promiennie i zaprosiła Carolin do środka Zgoniła kota z kanapy, robiąc koleżance miejsce.
- Cóż cię sprowadza w moje skromne progi? – rzuciła półżartem.
- Och, troska o ciebie, moje maturalne dziecię – odparła luźno Lin, biorąc czarne stworzenie na kolana i delikatnie gładząc puszystą sierść.
- Twoje maturalne dziecię, cheerleaduje i nie ma czasu na jakieś tam matury – Ann roześmiała się wdzięcznie. – Jak tam życie studenta? – kontynuowała.
- Moje życie studenta rozpocznie się jutro. A opowiadałam ci o życiu studenckim części mojej klasy? – rzuciła, a jej oczy zmrużyły się lekko.
- Laski, faceci, faceci, laski, imprezy, hotele – wyliczyła z namysłem ruda. – A no i od czasu do czasu egzamin. To jest życie – wstała i przeciągnęła się. – A tak serio, to co jest? – spytała, tym razem już poważnie.- Wyglądasz jak kura, która ma znieść jajko, kręcisz się i wiercisz… Co jest? Nie przyjęli cię na medycynę?
- Widzisz, bo… - nagle zmieniła temat – Heidi jest w ciąży, Patrick to zdeklarowany gej. Aż strach pomyśleć, że mógłby się zakochać w twoim tacie lub moim bracie, brr – otrząsnęła się.
- Więc o co chodzi? – powtórzyła Ann, ignorując jej słowa.
- No… - szatynka straciła całą pewność siebie – postanowiłam zmienić kierunek. – wstrzymała oddech.
- To znaczy? – ponagliła ją spojrzeniem.
- To znaczy… Że idę do szkoły teatralnej – zakończyła z mocą.
Ruda głośno wypuściła powietrze z płuc. Owszem, wiedziała, że ojciec przyjaciółki miał różne pomysły, ale żeby jego córka przejęła tę niezbyt chlubną cechę – nie, tego nie podejrzewała.
- Eee… - chrząknęła niepewnie. – Ekstra.
- No nie? – Lin nie usłyszała ironii w jej głosie. – I potrzebuję twojej pomocy. Znasz się na charakteryzacji, więc…
- Więc…?
- Udziel mi paru lekcji.
- Co masz na myśli? – rudowłosa była totalnie zaskoczona. Lekcja? Charakteryzacji? – Sprecyzuj to jakoś.
- No dobrze – zielonooka westchnęła cicho, pokornie. – Powiedz mi, jak ucharakteryzować się na mężczyznę… - na jej policzkach wykwitł ponury uśmiech satysfakcji.
Cóż.
Wszak wszystko zależy wszak od charakteru…
Czyżby czas zemsty nadszedł…?
|
|
|